Oglądałam to przedstawienie w czas jakiś po premierze, zwykłego dnia, w środku tygodnia. Widownię zapełniała młodzież szkolna. Dorosłych dałoby się policzyć na palcach obu rąk. Po przerwie widzów ubyło. Ci, co zostali, bez entuzjazmu, choć grzecznie, bili brawo na koniec. Nie mam im tego za złe. O przedstawieniu w reżyserii Marka Okopińskiego niewiele dobrego mogę powiedzieć. Choć zaczyna się ładnie, zgrabnym prologiem, w którym aktorom za tło służy weduta á la Canaletto. Kuplety zdają się zapowiadać zabawę, może pastisz staroświecczyzny, szacownej - wiadomo - ale przecież nie tykanej przez teatr bodaj od stu z górą lat. Jednak na zapowiedzi kończy się. Już w pierwszej scenie "Taczki" dzieją się dziwne rzeczy. Najpierw ze scenografią. Można ją zaakceptować w kostiumach, trudniej w kompozycji przestrzeni. Wnętrze domu pana Delomer, zapewne z powodu niedostatku materialnego teatru, zaprojektowano oszczędnie, ale zarazem bez blasku. Elem
Tytuł oryginalny
Pomyłka
Źródło:
Materiał nadesłany
"Teatr" nr 12