"Iwanowowi" Antoniego Czechowa daleko u nas do popularności "Trzech sióstr", "Wiśniowego sadu" czy "Wujaszka Wani". Brak mu też na naszych scenach tradycji aktorskiej, jaką mają wspomniane tu dramaty (czy - jak chciał ich autor - komedie), nie sięgali po jego tekst reżyserzy najwięksi, czy choćby tylko najgłośniejsi. Oglądałam kilku "Iwanowów" - od pierwszej powojennej realizacji (w r. 1963 w T. Rozmaitości w Warszawie, która była - o czym dziś już mało kto pamięta - warsztatem reżyserskim Andrzeja Ziębińskiego) z Jerzym Kaliszewskim w roli tytułowej - i zawsze odczuwałam głęboki niedosyt. Uwierzyłam niemal w końcu, że błąd tkwi w konstrukcji dramaturgicznej utworu, którego tytułowego bohatera przyjąć musimy niejako na wiarę: że kiedyś był inny - pełen zapału, szlachetny i podziwiany. Na scenie bowiem było miejsce już tylko dla zgorzkniałego, pełnego obrzydzenia do świata i do s
Tytuł oryginalny
Pomiędzy romantycznym buntem a obłomowszczyzną
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 14