"Skarperty i papiloty" Julii Holewińskiej w reż. Tomasz Mana we Wrocławskim Teatrze Lalek. Pisze Adriana Prodeus, członek Komisji Artystycznej XX Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Pamiętaj, że małżeństwo musi być wzbogaceniem, a nie zubożeniem życia - zdaje się mówić dziecięcym widzom postać ze sceny Wrocławskiego Teatru Lalek. Równocześnie oglądamy jednak, jak mąż bohaterki terroryzuje ją pytaniami o obiad, kapcie, gazetę, a dzieci biją się między sobą, histeryzują, są niesamodzielne. Cały dom uzależniony od matki - prawdziwy koszmar! Nic dziwnego, że kobieta w takim położeniu potrzebuje choć krzty odwagi Ireny Krzywickiej - polskiej ikony feminizmu, której słowa cytuję tu powyżej w pierwszym zdaniu - żeby odzyskać siebie. Odzyskać oznacza w tym przypadku po prostu: pójść do pracy. Skończyć z koniecznością robienia wszystkiego za innych (kuriozalny obowiązek znajdowania zgubionych skarpet małżonka), ze skrupulatnym wypełnianiem funkcji bycia przedmiotem pożądania, z zaplataniem przysłowiowych papilotów. Pytanie tylko, do kogo przemawiają twórcy spektaklu. Czy rzeczywiście ma to być lekcja dla przedszkol