Peter Handke dostaje Literacką Nagrodę Nobla - a ja w czwartek staję się na chwilę tytułowym bohaterem jego najdotkliwszej opowieści teatralnej. Próbując słowami wrócić do "Kaspara", seansu w roku 1987, wyreżyserowanego przez Andreasa Wirtha na Scenie Kameralnej Starego Teatru - pisze Paweł Głowacki w miesięczniku Kraków.
Czwartek Pamiętam. Śmieszna marynarka w ciemną kratkę, zapięta pod szyję biała koszula, spodnie kuse, czarne i takiej barwy buty za kostki, i do tego miękki, smolisty kapelusz, wciśnięty na czoło. Pamiętam? Tak? Nie, nie pamiętam tego starego widoku. Jak uczył ociemniały klasyk - mam jedynie słowa, którymi ostatni raz przypominałem sobie stary widok, nie mając cienia pewności, że nie oszukują, nie zwodzą. I mam garść nowych słów, co dziś zabrzęczały przy słowach ostatniego przypomnienia. Śmieszna marynarka jest już oto pomarańczowa i lśnią na niej groteskowo ogromne, wypukłe guziki, jak te przy fatałaszkach cyrkowych klaunów, koszula zaś to lita przaśność rustykalna, len najsurowszy. Buty są potwornie zmęczone, ot, dwa trupki, pomarszczone i spękane, okraszone białymi sznurówkami. Kapelusz zyskał szykowną karmazynową wstążkę, a gdyby tak dmuchnąć pod falujące rondo - twarz właściciela kapelusza sypnęłaby mąką. Owszem, jes