"Nowy Don Kiszot" w reż. Natalii Kozłowskiej w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Aneta Kyzioł w Polityce.
Dziełko Fredry "Nowy Don Kiszot" w reżyserii debiutantki Natalii Kozłowskiej. Słabsze w jego bogatym dorobku i nie bez przyczyn rzadko wystawiane - o młodym chłopcu szukającym przygód i sławy, zanim pozwoli się zamknąć w rolach przewidzianych przez społeczeństwo: szlachcica na zagrodzie, męża i ojca, zostało ubrane w konwencję komedii dell'arte, ale z rodzimym sznytem i urokiem wiejskiej remizy. Zaczyna się od scenki pijaństwa - boki zrywać. W dalszych scenach mielizny historyjki i drewnianą grę aktorów Polskiego, którzy w konwencji dell'arte radzą sobie tak samo jak w każdej innej, ubarwiają numery śpiewane i tańczone - wszystkie w porażającym stylu dożynkowym. Na koniec zaś polskość jest sławiona w pieśni i tańcu (mazur). Gdy aktorzy na moment zastygają w ruchu, jakbyśmy oglądali pozytywkę, która nagle się zacięła, wszelkie wątpliwości znikają. Brzydota, siermiężność, napompowanie i głupota całego dwugodzinnego widowiska był