Jesteśmy Europejczykami, jesteśmy normalnymi ludźmi - pisze w cotygodniowym felietonie dla e-teatru Paweł Sztarbowski
Wystawienie "Miedzy nami dobrze jest" Doroty Masłowskiej akurat przez Grzegorza Jarzynę zakrawać może na paradoks. Bo przecież każdy, kto ma choć niewielkie pojęcie o polskim teatrze najnowszym, zetknął się zapewne ze stwierdzeniem, że Grzegorz Jarzyna i Krzysztof Warlikowski to tacy wzorcowi Europejczycy wśród teatralnych Polaków, że to oni wyprowadzili te nasze łany bursztynowego świerzopu i gryki jak śnieg białej na grunt przyzwoitszy, gdzie są wzorcowe autostrady, czytaj: grunt zachodni. Że ich pokolenie jako pierwsze miało to niesamowite szczęście wchodzić w dorosłość w wolnym kraju i to dla nich nagle okazało się, że Berlin jest przecież tak blisko. A Berlin, rzecz jasna, położony jest w Zachodniej Europie. Stamtąd należy czerpać wzorce, bo, jak mawiał jeden z moich wykładowców na Akademii Teatralnej, (który skądinąd zasłynął stwierdzeniem, że ktoś, kto od dzieciństwa nie miał na półce "Czarodziejskiej góry" lub "Doktora Faust