ZAPADŁA,odcięta od świata dziura prowincjonalna. W knajpie siedzi trzech chlopków-roztropków. Wlewają w siebie ogromne ilości piwska,zasypiają,budząc się mówią o tym,że trzeba by coś tak zaorać,zasiać,piją dalej i znowu zapadają w drętwy sen. Obok poeta,który przestał wykonywać swój "zawód", dyskutuje z jakimś niewydarzonym oficerem. Poecie nie chce się pisać,oficer nie ma ochoty na przeprowadzanie poboru do wojska. I byłaby tak cała kompania siedziała w knajpie bez żadnych pragnień i tęsknot,gdyby nie zjawienie się nimfy Laury wraz z nieodłącznym Filonem. Zalotna nimfa budzi z letargu i poetę i oficera,a naflirtowawszy się do syta,znika z przygodnym nieznajomym. Tak mniej więcej wygląda z grubsza sztuka Sławomira Mrożka "Indyk",którą po Krakowie i Wybrzeżu wystawił na swej scenie kameralnej Teatr Dramatyczny. Treść, fabuła,są tu pretekstem. Podobnie jak w swych utworach Durrenmatt,Mrożek wypowiada melancholijne,z
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Demokratyczny nr 43