Ryzyko, jakie podjął warszawski Teatr Powszechny wystawiając "Ciałopalenie" Marka Bukowskiego, opłaciło się. Daje ono nadzieję, że dramaturgia polska nie skończyła się na Tadeuszu {#os#1788}Słobodzianku{/#}, jak to nam ostatnio wmawiali krytycy, przy okazji zagłaskując autora. Wobec czego mamy szansę wyzwolenia z niszy ekologiczno-kulturowej zajmującej wschodnie pogranicze. A także z moralitetowo-baśniowej wyobraźni autora zafascynowanego etnografią swojej małej ojczyzny, który w biedzie białostockich wiosek, gdzie krzyżują się wpływy prawosławia, katolicyzmu, mahometanizmu zobaczył tyleż figurę ludzkiego losu, co podatną na manipulacje pierwotno-prymitywną mentalność. Sztuka młodego pisarza dowodzi, że po Słobodzianku może się coś zdarzyć we współczesnej dramaturgii, a przy tym ciekawie. Marek Bukowski, z zawodu inżynier elektryk, debiutował w 1985 roku jako prozaik, opublikował powieści "Nic się nie zmieni", "Oszust
Tytuł oryginalny
Polski kocioł wciąż wrze
Źródło:
Materiał nadesłany
Twórczość nr 6