- Inteligencji racjonalnie myślącej jest w Polsce mało, nie jest trudno ją zebrać - dlatego chciałbym zarzucić na nią sieć. Żeby siedzieli w teatrze i byli zmuszeni do myślenia o swoim miejscu w świecie. Produkuję "Kopenhagę", żeby zachęcić ich do działania - mówi Lejb Fogelman, prawnik, mecenas kultury.
MARTA STRZELECKA: Pan, polski Żyd, wpływowy prawnik i celebryta wykłada pieniądze w Warszawie na elitarny teatr. Po co? LEJB FOGELMAN: Uważam, że trzeba wspierać polską sztukę elitarną. Nie można dopuścić do sytuacji, w której ostatecznie zatrą się granice między kulturą wysoką i masową. Istnienie masowej jest konieczne, ale wysoka też musi istnieć - dla elity, która powinna wzbogacać siebie i innych. Rola mecenasa to coś nowego w pana wizerunku salonowego Iwa. Nie ma w Polsce żadnych salonów. Dostrzegam może paru nuworyszy, ale to nie są żadne salony. Nie spotkałem nigdy na imprezach pełnych celebrytów żadnej Madame de Montespan. Ja widzę siebie między światem artystycznym i racjonalnym, naukowym. Uważam, że to świetne połączenie. Czechow był lekarzem, T.S. Eliot urzędnikiem bankowym. Bardzo to sobie cenili, tak jak ja cenię zarabianie dużych pieniędzy w kancelarii prawnej i czas, który mogę poświęcić na rozwijanie się w innych dzie