Przyglądając się kilku ostatnim sezonom - ze szczególnym naciskiem na ostatni - odnoszę wrażenie, że twórcy utracili wiarę, iż porządnie zrobiony teatr lalkowy może się podobać każdemu, a nośna forma potrafi unieść przedstawienie - pisze Magdalena Foks w Teatrze.
Ostatnią premierą minionego sezonu warszawskich teatrów lalkowych był "Słowik" wg Hansa Christiana Andersena w reżyserii Eweliny Pietrowiak w Teatrze Guliwer. Niestety nie sposób zaliczyć jej do udanych. Oprawa plastyczna przedstawienia jest prosta. Wyraziste kostiumy stanowią czytelne, nawet dla kilkulatka, odwołanie do tradycyjnych w krajach Dalekiego Wschodu strojów. Jednolite tło zmienia kolor w zależności od nastroju panującego na scenie. Ażurowe kulisy w formie wielkich wachlarzy tworzą przestrzeń pałacu lub przedstawiają ulubione zarośla słowika. Historia została opowiedziana w żywym planie. Ewelina Pietrowiak zdecydowała się skorzystać z adaptacji Frantiśka Pavlicka, która na pierwszy plan wysuwa wątek dworskich intryg, prawie nieobecny w baśniowym pierwowzorze. Jest marionetkowy cesarz, wygryzający się nawzajem dworzanie, pogarda dla niższych urzędem. Wszystko to przypomina relację Ryszarda Kapuścińskiego z dworu Hajle Sellasje. Tematyka p