"Moja Nina" w reż. Adama Sajnuka w Teatrze Konsekwentnym w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Przypadek sprawił, że premiera muzodramu Moniki Maritotti odbywała się w dniu, kiedy Ameryka wybierała Baracka Obamę na drugą kadencję prezydencką. Bohaterka nie doczekała czasów, kiedy kolor skóry przestawał decydować o drodze życiowej, szansach i karierze. To był dla niej jeden z kluczowych problemów. Nigdy nie mogła się pogodzić z taką niesprawiedliwością. Miała być pierwszą koncertującą czarnoskórą pianistką, zawzięcie ćwiczyła Bacha, ale została gwiazdą bluesa. Śpiewała dla siebie, ale została głosem ruchu równouprawnienia czarnej mniejszości, z czasem przez ten ruch odrzuconym. Życie było dla niej polem walki. Monika Mariotti z pasją maluje portret Niny Simone, głodnej sukcesu i poniżanej. Nie naśladuje jej, ale wchodzi w jej skórę, pokazuje przygotowania przed wejściem na scenę, odsłania życiowe porażki, relacje z matką, nawet porusza się i tańczy w sposób charakterystyczny dla czarnoskórych wykonawców. Szczególnym s