- Mogłoby się wydawać, że rodzina u Słonimskiego to ukazany przez niego szlachecki dwór. Ale nie, jego "rodzina" to jest cała Polska, która obecnie, tak jak w 1933 roku, kiedy pisał sztukę, jest bardzo podzielona. Każdy chce stworzyć swoją grupkę i nikt nie bierze pod uwagę tego, że wszyscy jesteśmy ze sobą powiązani i niejako uzależnieni od siebie w tworzeniu współczesnej historii - mówi Rafał Sisicki, reżyser "Rodziny" w Teatrze im. Szaniawskiego w Płocku.
Pan całą gębą, przesłodzona damulka, przeciętna sympatyczna panna, młody byczek, prawicowy działacz, Żyd z rodzaju siłaczy żydowskich, normalny wojewoda, normalny starosta, stara Żydówka, normalny służący, jego córka, bardzo ordynarny łyk miejski, pani dość ordynarna, ale przystojna, typowy bubek warszawski, weteranka i aktywista lewicowy. Spotkali się w pięknych okolicznościach przyrody, w okazałym, choć podupadającym dworku. Każdy pewny swego pochodzenia i czystości krwi. Każdy głoszący ortodoksyjne przekonania. Co mogło wyniknąć z takiego spotkania? Zapraszamy do satyrycznej wizji Polski stworzonej przez Antoniego Słonimskiego, w której nikt nie jest tym, kim się wydaje. Premiera 5 października. *** Z Rafałem Sisickim (na zdjęciu), reżyserem spektaklu "Rodzina" w Teatrze im. Szaniawskiego w Płocku, rozmawiała Monika Mioduszewska-Olszewska: Co myślisz słysząc słowo "rodzina"? - Ktoś bliski. Ktoś, na kogo zawsze można liczy�