Ci, którzy chcą kolejnych ofiar, nie działają na rzecz swoich przodków, oni ich karmią krwią. Sycą krwią umarłych. Jak wampiry - mówi w Przekroju TADEUSZ SŁOBODZIANEK, autor "Naszej klasy", najważniejszego polskiego dramatu mijającego roku, laureat nagrody Nike.
Podczas lektury "Naszej klasy" przyszła mi do głowy wariacja na temat znanego w polskiej kulturze tytułu. Brzmiałaby tak: "Biedny dramaturg patrzy na Jedwabne". Pisał pan tę sztukę z poczuciem misji? Pojawia się po "Sąsiadach" Jana Tomasza Grossa, po książce Anny Bikont... - Esej Jana Błońskiego z 1987 roku o biednych Polakach patrzących na płonące warszawskie getto i zastanawiających się, czy aby Hitler wykona swoją robotę porządnie, żeby móc rzucić się na to pożydowskie mienie, był dla mojego pokolenia jakoś tam fundamentalny. Zwłaszcza dyskusja, a właściwie furia, którą wywołał po prawej i po lewej stronie. Chociaż pamiętam, że myślałem wtedy w kategoriach: no dobra, jacy okropni byli szmalcownicy, którzy bardziej kojarzyli mi się z cwaniakami z bazaru Różyckiego niż z zacnymi obywatelami z Żoliborza. Za głowę złapałem się, kiedy przeczytałem teksty Grossa i Bikont, obejrzałem parę filmów. Uświadomiłem sobie, że to nie jacy�