W Polsce książki dla dzieci o śmierci poniosły fiasko. Powstało ich kilka, ale rodzice nie chcieli ich kupować. Polacy nie są gotowi. Jesteśmy za to w pełni gotowi na przemoc w kreskówkach, w których jeden szczurek tłucze wielkim młotkiem drugiego szczurka po dupsku, a wilkowi ze zdziwienia wypadają oczy - pisze Malina Prześluga.
Pewnie wszyscy znamy "Książkę o kupie" Pernilli Stalfelt, z którą ostatnio rozmawiały Wysokie Obcasy. Wyobraźmy sobie, że jakiś teatr robi adaptację tej książki. Reżyser z dyrektorem ustalają obsadę: "Potrzebujemy trzech podobnych do siebie, filigranowych aktorek na chór bobków. Staszek by wziął krowi placek, dawno nie grał nic dużego. Elżbietkę obsadźmy w rozwolnieniu, ma taką melancholijną naturę. Główniaka damy Jasiowi, poradzi sobie z każdym szajsem." Taka adaptacja jest oczywiście niesmacznym żartem, który właśnie wymyślam, z nieskrywaną, pierwotną przyjemnością. Ale zarówno lektura tej i innych książek Pernilli, jak i rozmowa z nią, podsunęły mi myśl, że kto wie, czy kiedyś do takiej adaptacji nie dojdzie. Nie jestem pewna, czy akurat tę książkę chciałabym zobaczyć na scenie, ale już książkę o śmierci, czy o przemocy jak najbardziej. Śmierć opowiedziana językiem zabawnym i prostym, pełna kościotrupów, przest