EN

8.03.2024, 08:04 Wersja do druku

Pół żarciem, pół serio

„Pół żarciem, pół serio” w reż. Kaliny Jagody Dębskiej w Teatrze AST w Krakowie. Pisze Kamil Pycia w Teatralnej Kici.

fot. Sylwia Matyja

Wielu z nas zapewne miało w swoim życiu okres pracy w gastronomii, czy to jako osoba kelnerska czy to na zmywaku. W większości przypadków wspomnienia z tego okresu przekładają się na długa listę problemów do poruszenia na terapii. Z tym niełatwym tematem mierzą się aktorzy specjalności wokalno-aktorskiej wraz z reżyserką Kaliną Jagodą Dębską.

Trzon spektaklu „Pól żarciem pół serio” opiera się na scenariuszu Krzysztofa Zyguckiego, który był tworzony razem z aktorami i bazuje na ich doświadczeniach. Historia skupia się na grupie młodych przyjaciół, którzy wspólnie otwierają restaurację (bo któż o tym nie śni) i okazuje się, że praca we własnej restauracji a marzenie o tym to dwie różne rzeczy. W momencie kryzysu do knajpki naszych bohaterów wpada look-a-like Gagdaleny Messler (w tej roli fenomenalna Aleksandra Bożyk), która postanawia znaleźć przyczynę wszystkich bolączek trawiących restauratorów (a kuchenna rewolucja ogarnęła cała Polskę). W trakcie rozwoju wydarzeń możemy w formie songów poznać zgryzoty poszczególnych postaci, ale również ich marzenia i nadzieje.

Jak na musical przystało, piosenki powinny być chwytliwe i zapadać w pamięć – co na szczęście się udało; większość z nich nuciłem sobie jeszcze pod nosem wracając do domu. Na zawsze w moim sercu pozostaną: wykonana po mistrzowsku przez Gabrielę Szmel, Monikę Paderewską, Marię Wróbel i Aleksandrę Bożyk piosenka „Margot Robbie” i zaśpiewana ponadprzeciętnie przez Macieja Kokota „Wszystko Dobre”. Ogólnie uważam, że Maciej Kokot powinien dostać osobny spektakl tylko dla siebie i dla swojego głosu. To, co on wyczynia na scenie, powinno być nielegalne. Chapeau bas panie kierowniku.

Jedyny zgrzyt z jakim przyszło mi się spotkać to w sumie fabuła tego przedstawienia. Mimo wszystko cała akcja, poutykana między fenomenalnymi piosenkami, jest dość miałka i momentami męcząca (ile to już historii o mocy marzeń, przyjaźni i podążaniu za głosem serca oglądaliśmy). Niemniej, nie jest to na tyle kiepskie, żeby odebrać przyjemność z obcowania z tym dziełem. Cała obsada daje z siebie 100% i słucha się ich naprawdę przyjemnie, jednak nie oszukujmy się: jest to prosta historia, która wywietrzała mi z głowy zaraz po zakończeniu pokazu. Spektakl najlepiej sprawdza się w momentach, gdy młodzi aktorzy śpiewają i nie starają się tworzyć spójnej całości fabularnej – właśnie te momenty pomiędzy piosenkami ciążyły najbardziej temu dyplomowi. Historia o grupie przyjaciół otwierających własna knajpę, nie potrafiącej się nawzajem słuchać i tak realnie niepodążających za swoimi marzeniami – no, jest to dosyć cliché. Niemniej, nie traktujmy tego jako zarzutu skreślającego ten spektakl, bo naprawdę bawiłem się dosyć dobrze.

Prosta, dobra rozrywka, pozwalająca zostawić swoje problemy dnia codziennego za sobą, a przecież o to też chodzi w teatrze. Nie zawsze musi być to (moje ulubione) biczowanie się emocjonalne i tarzanie po podłodze z pianą na ustach. Więc jeśli lubicie przyjemnie, ładnie zrealizowane spektakle, które pozwolą oderwać się od trudów codzienności to warto wziąć pod uwagę „Pół żarciem, pół serio”, zwłaszcza jeśli pracowaliście lub pracujecie w gastro – flashbacki z Wietnamu gwarantowane.

Dodatkowo, pada ze sceny pytanie o czym marzymy – moja odpowiedź jest prosta. Marzę o tym, żeby tak jak bohaterki w jednej ze scen jeździć w wielkiej, czarnej kapuście. Niczego więcej już nie chcę od życia.

Tytuł oryginalny

Pół żarciem, pół serio

Źródło:

Teatralna Kicia
Link do źródła

Autor:

Kamil Pycia

Data publikacji oryginału:

08.03.2024