"Na gorąco" w reż. Michała Zadary w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Pisze Anna R. Burzyńska w Tygodniku Powszechnym.
Polskie tłumaczenie tytułu filmu Billy'ego Wildera lepiej niż oryginalne "Some Like It Hof" pasuje do pierwszej komedii w dorobku Michała Zadary: w szczecińskim spektaklu reżyser pół żartem i pół serio opowiada o amerykańskich i polskich snach o szczęściu i potędze. Jeśli miałabym wskazać pośród dotychczasowych spektakli Zadary przedstawienie najbliższe "Na gorąco", byłby to - o dziwo - gdański "Wałęsa". Obydwa powstały w wyniku zespołowych improwizacji, w obydwu teatralną iluzję konsekwentnie przełamują epickie wtręty: trzecioosobo-wa narracja, chóralne recytacje, zwroty do publiczności, akcja wychodząca poza granice sceny, transformacje aktorów grających przemiennie po kilka ról, a także komentujące i kontrapunktujące akcję piosenki. Niestety, w obu inscenizacjach bezpretensjonalność i zamierzona naiwność wywołują chwilami wrażenie nieudolności (zwłaszcza w porównaniu z precyzją "Fedry" i "Księdza Marka"), próby powiedzenia