W pierwszym zdaniu "Ferdydurke" Józio budzi się "o tej porze bezdusznej i nikłej, kiedy właściwie noc się już skończyła, a świt nie zdążył jeszcze zacząć się na dobre". Był wtorek. Zazdroszczę... Nie, nie tego, że był wtorek, i nie tego, że się obudził. Zazdroszczę, bo nie był to wtorek, naszych czasów. Obudził się na początku, by na końcu zasnąć w biegu, zasnąć uciekając z gębą w rękach. Zaś między początkiem a końcem, wedle starego swego zwyczaju, tkwił świat. Gombrowiczowego słowa używając, między świtem, tkwiła - nierzeczywistość. Nierzeczywistość twista. Nierzeczywistość bogoojczyźnianym patosem zafałszowanej kultury. Nierzeczywistość debilnego cyzelowania nowoczesności. Nierzeczywistość maniakalnego reanimowania trupa tradycji. Szkoła, Młodziakowie, Szlacheckość. Papier. Papier. Papier. Cóż miał Józio czynić? Świat jest upierdliwy - w tym problem. Pół biedy, że człowiek się budzi, a świat już jest.
Tytuł oryginalny
Pół na pół
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Polski- Kraków Nr 9