Mewa to jedyny teatralny tekst Antoniego Czechowa o sztuce aktorskiej. Teatr życia i teatr literatury nakładają się tu na siebie nieustannie. Oba są dość podłe, oba wiele znaczą dla bohaterów i - pod ręką Marka Fiedora, reżysera sobotniej premiery - oba są nieco niepoważne. Losy aktorki Iriny (Teresa Sawicka), rozpoetyzowanego dekadenta Konstantego (Mariusz Kiljan) czy aktoreczki Niny (Kinga Preis) są w tej inscenizacji po prostu wydumane. Ot, "Moralność pani Dulskiej" i "Dama kameliowa" zmieszane pospołu z gimnazjalnym kursem filozofii. Gdy bohaterowie zachowują się jak rozkapryszone dzieci, naprawdę nie wiemy, dlaczego. Tak jakby reżyser ogołocił ich dusze z życia wewnętrznego. To, że są wypaleni, puści, bo żyją bez Boga czy idei politycznej, jest oczywiste bez roboty reżysera. Ani wypchana mewa na pomoście czy groteskowe, przerysowane ruchy Mariusza Kiljana i K Ingi Preis, ani sugestywna muzyka Zygmunta Koniecznego jednak tej pustki nie wypełniaj�
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Dolnośląska, nr 269