To pełen energii i drapieżności komunikat o samotności i sztuczności współczesnych ludzi, o braku komunikacji i dominujących potrzebach pożądania, posiadania, konsumowania, które nie są w stanie wypełnić pustki - o "Samotności pól bawełnianych" w reż. Radka Rychcika w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach pisze Agnieszka Kozłowska-Piasta z Nowej Siły Krytycznej.
Kielecki Teatr im. Żeromskiego tkwi w marazmie i przestarzałej estetyce od wielu sezonów. "Samotność pól bawełnianych" Bernarda-Marie Koltesa prezentowana w Pokoju Becketa kompletnie nie przystaje do reszty repertuaru. Radosław Rychcik zafundował niczego nie podejrzewającym widzom lot na Księżyc, reżyserując konsekwentny, sprawnie zrealizowany i nowoczesny spektakl. Dramaty Koltesa skromnie reprezentowane na polskich scenach to teksty opowiadające o niemożności dialogu i porozumienia między ludźmi. Koltes wykorzystuje słowa, aby zdemaskować język, jako najbardziej niedoskonałe narzędzie komunikacyjne. Jak mogą porozumieć się ze sobą ludzie różnych kultur, środowisk, ludzie spełniający różne, często przeciwstawne role w życiu? Po prostu mówią, dialogują, ale czy zbliża ich to do siebie? Tak jest także w "Samotności pół bawełnianych". Przypadkowo spotykają się dwaj mężczyźni. Jeden jest dilerem, drugi klientem. Transakcja nie dochodzi