W nowojorskiej "Łucji z Lammermooru" najlepsi okazali się dwaj Polacy. Spektakl transmitowany w 2009 roku do wielu krajów z Metropolitan Opera w Nowym Jorku, a teraz wydany na DVD, miał być triumfem Anny Netrebko. W sztuce nie można jednak niczego przedwcześnie planować. Netrebko jest niekwestionowaną gwiazdą, ale większy kunszt zaprezentowali Piotr Beczała i Mariusz Kwiecień - pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
- Być może dziś narodzi się nowa gwiazda - mówi, witając widzów, inna śpiewaczka Natalie Dessay, pełniąca rolę gospodyni wieczoru. Tak skomentowała udział Piotra Beczały, który rolę Edgarda przyjął w nagłym zastępstwie. W Europie polski tenor ma ugruntowaną pozycję, Nowy Jork dopiero zaczyna go poznawać. Beczała zaśpiewał i zwyciężył, bo to artysta niezawodny. Wie, jak dobierać role i rozłożyć siły. Najefektowniej wypadł w końcowej scenie, kiedy Edgardo popełnia samobójstwo, dowiedziawszy się o śmierci ukochanej Łucji. U Polaka nie ma jednej źle wziętej nuty, a emocje splatają się z warsztatową samokontrolą. Baryton Mariusz Kwiecień bywa bardziej spontaniczny i odpowiada mu rola czarnego charakteru - Enrica, brata Łucji, który uknuł niecną intrygę, by nie dopuścić do małżeństwa siostry z Edgardem. W ujęciu Polaka Enrico wręcz bawi się, manipulując innymi, a rola umiejętnie została zbudowana środkami wokalnymi i akto