Klasyka na scenie teatru "Rozmaitości" w Warszawie to znowu nic tak zaskakującego. Dyrekcja - jak daje się zauważyć - prezentuje taką linię repertuarową, która uwypukla treści humanistyczne, preferując problematykę moralną. Dlatego nie dziwi Słowacki. Jest to bowiem dramaturgia nieomal "obowiązkowa narodowo", sztuka rzędu tych, które stale powinny być obecne na scenach i uwzględniane w repertuarach.
Warszawskie środowisko teatralne rozumie ten wymóg - dowodem choćby niedawne wystawienie "Balladyny" przez Teatr Narodowy, w reżyserii Adama Hanuszkiewicza. Grana z niesłabnącym powodzeniem, tłumnie oglądana - mimo niejednolitych ocen krytyki, czy kontrowersji, jakie wzbudziła reżyseria. Ale zarówno frekwencja w Narodowym przed kilku laty, jak i reakcje aktualnej widowni w Rozmaitościach, świadczą na korzyść autora i reżyserów. Choć przedstawienia są tak różne, scenografia i inscenizacja całkiem odmienna - słowo pozostaje słowem, i tekst nie traci swojej nośności. Dla tego właśnie faktu i z pewnością też szacunku do dramatu romantycznego, współczesny reżyser Andrzej Maria Marczewski sięga po "Balladynę". Wykładnia sceniczna sztuki jest w warszawskich "Rozmaitościach" poważna. Reżyserowi nie są potrzebne powierzchowne efekty pseudonowoczesności; przedstawienie rzetelne, stosunkowo wierne tekstowi Słowackiego (tj. bez drastycznych cięć i sk