EN

26.02.2024, 13:09 Wersja do druku

Pojedynek Casanovy z Mickiewiczem

„Wypiór” wg powieści Grzegorza Uzdańskiego w reż. Jacka Jabrzyka w Teatrze Syrena w Warszawie oraz „Casanova. Warszawskie zauroczenie” Macieja Łubieńskiego i Michała Walczaka w reż. Michała Walczaka z Pożaru w Burdelu w Teatrze Rampa w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w „Przeglądzie”.

fot. mat. Pożaru w Burdelu

Stołeczne teatry Rampa i Syrena postawiły na bardzo warszawskie spektakle.

Niezależnie od wszystkiego, co dzieli, łączy je miejsce akcji, choć w przypadku oświeceniowego „Casanovy" z Teatru Rampa to warszawski Targówek, a w przypadku romantycznego, acz z przymrużeniem oka „Wypióra" z Teatru Syrena - okolice placu Zbawiciela.

Zderzają się tymi spektaklami dwie Warszawy: hipsterska i praska, prawobrzeżna i lewobrzeżna, pyszniące się swoim centralnym położeniem Śródmieście i zazdrosna o jego pozycję Praga. I choć nie ma w tym zderzeniu wrogości, ku czemu innemu, najwyraźniej związanemu z lokalnością, dążą. Warte to odnotowania, bo odbywa się jednak na wyraźnej kontrze wobec panującego modelu teatru zezującego w stronę tego, co uniwersalne, a nie lokalne. Ten szlachetny prowincjonalizm jest także czymś nowym, a na pewno na nowo odkrywaną dzielnicową tożsamością obu teatrów. A przy okazji Michałowi Walczakowi, dyrektorowi Rampy, śni się piękny sen o zbudowaniu na Targówku Laboratorium Warszawskiego Musicalu.

Pożar w neoburdelu

„Casanova" w Rampie to nawiązanie do cieszącego się kilka lat temu niezwykłym powodzeniem kabaretu „Pożar w burdelu" (2012-2018), który krążył po Warszawie, wszędzie zbierając pochwały i zyskując wiernych widzów. Z czasem jednak pożarowa formuła zaczęła się wyczerpywać, zmęczeni sobą twórcy poniechali dalszego ciągu, choć co pewien czas wzbierała chęć powrotu, zwłaszcza jesienią 2023 r., kiedy na afiszu Rampy pojawiła się okazjonalnie „Gorączka wyborczej nocy". Okazało się wówczas, że publiczność stęskniła się za formułą „Pożaru" i stąd ten neoburdel, który ponownie firmują jako współautorzy scenariusza Maciej Łubieński i Michał Walczak.

Żywe przyjęcie premiery dowodzi, że to powrót udany, a co więcej - najwyraźniej związany z nowym miejscem, gdzie toczy się „Casanova. Warszawskie zauroczenie", czyli Targówkiem. Ten lokalny adres jest ważny, skoro Michał Walczak w kolejnym spektaklu Rampy go akcentuje, podnosząc do rangi wyróżniającej wartości. Dzielnicowy patriotyzm ma dowodzić, że Rampa jest naprawdę teatrem na Targówku i że można tu robić teatr z rozmachem.

Ale nie tylko lokalizacja jest inna. Neoburdel wprawdzie dziedziczy kilka motywów i postaci charakterystycznych dla poprzednich wcieleń, z niezawodnym Burdeltatą Andrzejem Konopką na czele, błyszczącym także w roli kapelana hipsterów, ale scenarzyści prowadzą widzów w inną nieco stronę. Przypominając dawny klimat i sposób żywego komentowania rzeczywistości, zastępują postać pani Prezydent (H.G.W.) wiceprezydentką o bujnych, rudych włosach, obserwującą zresztą na premierze z widowni swoje sceniczne wcielenie, które z temperamentem maluje Anna Mierzwa. Lokalne akcenty reprezentuje na początku portretowana z wigorem przez Agnieszkę Makowską nauczycielka WF z Targówka, Marzena Świrska-Wnerwińska, wprowadzając widzów w kabaretowy nastrój.

Potem musical skręca w stronę historii, czyli krótkiego pobytu w Warszawie Casanovy, usiłującego na scenie uczynić stolicę ośrodkiem nieustającego karnawału, mającego zastąpić polską skłonność do powstań i cierpienia. Mamy więc w spektaklu teatr w teatrze, sceny z przeszłości, sceny z legend, bo pojawi się też zakochana z wzajemnością w Casanovie Syrenka (Agata Łabno) i reprezentujący rozmaite wrogie siły, czarno myślący Zawisza Czarnek (Julian Mere) - ten wciąż będzie usiłował mieszać szyki i zawrócić wolną myśl do klatki. Pojawiają się także postacie z oświeceniowego świecznika polityki. Król Staś grany przez Burdeltatę i tryskająca złą energią caryca Katarzyna w brawurowym wykonaniu Anny Mierzwy. Kręci się ten świat pożarowy w tempie niebywałym, sypiąc iskrami aluzji i złośliwych komentarzy, co dodaje dialogom szczególnego smaku. Najważniejsze, że neoburdel mimo oświeceniowego kostiumu i nawiązań do przeszłości tchnie młodością. To już coś więcej niż zapowiedź musicalowych, lokalno-dzielnicowych ćwiczeń. To po prostu dobrą rozrywka z odrobiną niegłupiej refleksji nad naszymi błędami. Przy czym spektakl oddycha wolnością, czuje się w nim niebywały przypływ dobrej energii, uwolnienie z krępujących swobodę lęków o przyszłość.

fot. Krzysztof Bieliński

Mickiewicz w szafie

Rok temu „Wypiór" Grzegorza Uzdańskiego został uznany za sensację literacką. Uzdański już wcześniej dał się poznać jako zręczny imitator sposobu wierszowania wielu poetów dawnych epok, w tym Adama Mickiewicza, który jako wampir (czyli rzeczony wypiór) stanął w centrum opowieści. Pomysł, aby ukąszonego przez demonkę Poetę uczynić nieśmiertelnym wampirem, a przy tym twórcą o przetrąconym kręgosłupie, który stracił talent do pisania, a nawet ochotę do czytania, skazanym na wieczne męki nocnego łowcy krwi, sam w sobie zabawny, obarczony jest może niezbyt wyszukaną, ale trafną metaforą. Mickiewicz wszak jawi się nam jako wiecznie żywy, niezniszczalny, a jedyne, co go może umniejszyć, to nuda szkolnej edukacji. Wcześniej malowniczo opisywał to Gombrowicz w „Ferdydurke", za bohatera nudziarstw obierając Słowackiego. Uzdański wybrał Mickiewicza, czyli poetę z samego centrum polszczyzny-ojczyzny.

Wyznam ze wstydem, że nigdy nie miałem problemów poznawczych z Mickiewiczem. Nigdy mnie nie drażnił, nie odstręczał, żaden nauczyciel nie zdołał mi go obrzydzić, przeciwnie, raczej przybliżał. Słowem, nie porywa mnie idea mająca jakoby przyświecać Uzdańskiemu, że Mickiewicza trzeba ocalić przed Mickiewiczem szkolnym, czyli ukazać jego ludzkie, w dodatku skrywane oblicze, że to jedyna droga ratunku przed zmurszeniem. Może i tak jest, nie przesądzam. Jakkolwiek by było, Uzdański napisał utwór pociągający, nawet uwodzicielski.

Jego opowieść o młodym małżeństwie, u którego w szafie odziedziczonej po stryju pomieszkuje wypiór Mickiewicza, tchnie czymś więcej niż zabawą. Upiór bowiem nie tyle łączy, ile dzieli, doprowadza do rozpadu stadła. Z jednej strony, budzi fascynację Marty, która naukowo bada wieszcza, a na boku próbuje sklecić powieść „Towianka". Z drugiej strony, żółta zazdrość zżera Łukasza, ambitnego poetę, który nie ma odwagi z Mickiewiczem się mierzyć. A do tego roje innych postaci wplątują się w tę historię mieszkańców okolic placu Zbawiciela.

Marta i po trosze Łukasz chcą przywrócić Mickiewicza lewicowego, postępowego, bliskiego hipsterom z placu Zbawiciela, otwartego na świat, i odkłamać jego rzekomy przechył zabobonny, ale idzie im jak po grudzie. Nie szczęści się też wypiorowi, któremu coraz trudniej „bezkrwawo" upolować krew - ampułki z krwią po badaniach szpitalnych są coraz lepiej strzeżone, a samorzutni dawcy słabną w oczach.

Czyta się ten poemat dygresyjny z prawdziwą rozkoszą, zwłaszcza że nie brakuje autorowi pomysłów pobocznych - np. Ignacy Domeyko okazuje się stałym korespondentem Mickiewicza, bo i on uzyskał status skazanego na wieczne życie jako człowiek puma. Zresztą takich kabaretowych bez mała tricków jest w tej książce więcej, jak choćby utrzymana w klimacie horroru relacja kapitana statku z transportem doczesnych szczątków wieszcza z Turcji do Europy. Nie wszystkie wątki przecisnęły się przez ucho igielne scenicznego scenariusza, ale i tak spektakl dobrze trzyma strukturę dramatyczną opowieści.

Rzecz grana jest na scenie Bistro Syrena, czyli przy teatralnym bufecie we foyer, a więc klimat z założenia jest kabaretowy; aktorzy atakują widzów z rozmaitych stron, przeciskają się po bokach holu, a reżyser zachęca widzów do wiercenia się, chodzenia, zmiany miejsc. Nie jest to łatwe, sala nabita po brzegi, krzesło przy krześle, obracać się trudno - trochę zatem wbrew intencjom, ale w zgodzie z prawami fizyki, obejrzeć wszystkiego się nie da.

Mimo tej niedogodności publiczność chłonie opowieść z zaciekawieniem, zwłaszcza że wbrew upiorowej tematyce tempo ma żywe, muzyka Mariusza Obijalskiego wpada w ucho, a aktorzy tworzą przekonujące postacie. Króluje tytułowy melancholijny Wypiór Przemysława Glapińskiego i znerwicowana para z okolic placu Zbawiciela, Natalia Kujawa jako Marta i Marek Grabiniok jako Łukasz, którym towarzyszą w wielu wcieleniach Agnieszka Rose i Jacek Pluta, m.in. jako psotny Kot Eks, oraz zespół muzyczny Syreny. Tym spektaklem Syrena wpisuje się wyraziście w swoją lokalną przestrzeń, opowiadając o wydarzeniach, które toczą się tuż za drzwiami teatru. 

Tytuł oryginalny

Pojedynek Casanovy z Mickiewiczem

Źródło:

„Przegląd” nr 9

Autor:

Tomasz Miłkowski

Data publikacji oryginału:

26.02.2024