"Wiele hałasu o nic" w reż. Macieja Prusa w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.
Czy rzeczywiście słowo "nic" zawarte w tytule szekspirowskiej komedii "Wiele hałasu o nic" znaczy zero, po prostu nic? To - jak byśmy dziś powiedzieli - swoista przewrotność Szekspira. Owo "nic" jest tu czymś najważniejszym, czymś, wokół czego zbudowano całą intrygę, czymś, co jest najpiękniejszym darem, jakiego człowiek doświadcza, czyli miłość. Jest takie powiedzenie, że dopóki człowiek kocha, żyje w pełni. Bohaterowie Szekspira kochają, lecz nim to sobie wyjawią, muszą przejść drogę misternie utkanej intrygi. Fabuła jest prosta, nieskomplikowana. Skomplikowane są natomiast ludzkie zachowania, charaktery, kręte myśli, które nie pozwalają na pogodne przyjmowanie cudzego szczęścia. Zazdrość to ten paskudny robak, który zakrada się do ludzkiego serca i drąży w nim rozmaite zawijasy tak długo, aż nie pogrąży ofiary. I właśnie ów proces pogrążania jest w komedii Szekspira wyłożony jak na tacy. Oto po zakończonej bitwie powraca