Życzyłem wszystkiego najlepszego tej premierze, splunąłem trzy razy za siebie, żeby nie zapeszyć i, niestety, nic nie pomogło... "Tańce w Ballybeg" Briana {#au#1238}Friela{/#} w reżyserii Bogdana {#os#1747}Hussakowskiego{/#} pozostaną w mojej pamięci jako dwie godziny wywoływania duchów przez człowieka, który wszystko o duchach wie, ale tak całkiem na serio, to w ogóle nie bierze pod uwagę ich ewentualnej wizyty. Scenografia Grzegorza {#os#1196}Małeckiego{/#} ustawiła miejskie domostwo irlandzkich bohaterów sztuki lekko ukośnie na środku sceny. Solidne, choć wsparte na niewidzialnych fundamentach belkowanie zamknęło w dwóch werystycznie odtworzonych i dwóch całkiem przezroczystych ścianach przestrzeń spotkań i rozstań bohaterów. Tę cichą, zagraconą jak barykada, a jednocześnie otwartą na świat przestrzeń miały - zgodnie z zamysłem Friela - rozsadzać słowa i osoby przybyszów, w których przemieniali się wszyscy, na całe l
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza - Kraków nr 302