"Biesy" Fiodora Dostojewskiego w reż. Natalii Korczakowskiej w STUDIO teatrgalerii. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Zaczyna się to świetnie. W pleksiglasowej klatce upozowana rodzina ostatniego z Romanowów. Najpierw stoi w nieładzie, potem ustawia się jak do zdjęcia, a na koniec pada zagazowana. Ledwo żyjąca carówna zostaje przed śmiercią zgwałcona. Jak Rosja. Oto do czego doszło, kiedy puściły wędzidła samodzierżawia. Takiej wizji u Dostojewskiego próżno by szukać, ale jego powieści są przesycone lękiem przed upadkiem caratu i nastaniem czasów anarchii. Ta mocna scena ma sens-wiadomo, na czym polegać miała robota biesów, ku jakiemu celowi zmierzać. W całej części pierwszej przedstawienia wyznaczona wysoka trajektoria lotu jeszcze się tłumaczy. Wprawdzie scenariusz z pojedynku idei zbacza w stronę psychologii i walki płci (na koniec śledczy, którego wyśmienicie gra Bartosz Porczyk, rozbiera się przed przesłuchiwaną pisarką), ale nie brakuje scen wielkich i ról narysowanych z prawdziwą maestrią. Oprócz Porczyka mam na myśli niezawodny duet Ireny Jun (m