Każdy felietonista raz na jakiś czas przeżywa katusze: zbliża się czas oddania tekstu, a tu w głowie dziura. Trzeba coś jednak napisać, niechby i trzy po trzy. Na tej zasadzie Mariusz Cieślik z "Newsweeka" dobrał się do warszawskich teatrów, traktując je jak na zadufka przystało: protekcjonalnie, pogardliwie i niekompetentnie - pisze gtw w Przekroju.
Okazało się, że jest skandal. Warszawa ma aż piętnaście teatrów, w większości słabych i utrzymywanych z pieniędzy podatników, a zatrudnieni tam aktorzy zarabiają graniem w serialach. "Uprawianie sztuki musi się wiązać z ryzykiem - jak ktoś chce mieć etacik, niech szuka innej pracy", poucza Cieślik. Słusznie: niech sobie Radziwiłowicz z Ferencym nie myślą, że ma być lekko. "Na świecie teatry (poza scenami narodowymi) są prywatne i działają na własne ryzyko". Otóż niekoniecznie, drogi felietonisto. Na przykład w znacznej części Europy (zwłaszcza w krajach ościennych) obok rzeczywiście komercyjnych scen prywatnych większość z nich korzysta z dotacyjnego wsparcia, głównie municypalnego. W zasadzie żadna ambitniejsza sztuka sceniczna nie utrzymuje się wyłącznie z biletów (także w krajach, gdzie publiczność stać na płacenie o wiele wyższych za nie sum). Tyle że dotacje są mądrzej dystrybuowane niż u nas; podtrzymują bardziej program