Nie wierząc własnym uszom i oczom wybrałam się na to przedstawienie dwukrotnie. Bo oto teatr w notatce informacyjnej zapowiadał: "W spektaklu tym, zestrojonym z refleksyjnością i wizyjnością wielkiej poezji Baczyńskiego, pełnym przejmujących tonów niedawnych doświadczeń naszej historii, w spektaklu, w którym patos miesza się z liryką - a powaga w odczuwaniu i rozumieniu świata łączy się nierozdzielnie z wrażliwością na meandry i subtelności ludzkiego losu...". Teatr pisał. A w rzeczywistości? Co innego słyszę, co innego widzę. Na przepastnej, zszarzałej scenie snują się postaci jak ze złego snu, recytując mało przekonywająco kilka wierszy ułożonych dlaczegóż w kształt tego, czym Baczyński nie był. Intencjonalność czytelna aż nadto, teksty nagięte do tezy, Baczyński nieprawdziwy. Ale nic to, bo każdy ma prawo przeczytać Poetę tak, jak mu dyktuje serce. Sęk w tym, czy rozumie co czyta. Otóż nic a nic. Szuka więc
Źródło:
Materiał nadesłany
Express Wieczorny nr 223