PREMIERY pędzą, gonią i trzeba się spieszyć, by nadążyć. I znów wypada więc łączyć w jednym omówieniu dwa przedstawienia: "Wizje Simony Machard" Brechta i "Śmierć porucznika" Mrożka. Dwa różne przedstawienia. Jedyne co je łączy to tylko deski tego samego teatru - Teatru Dramatycznego. Lato 1940 roku, malutkie miasteczko francuskie na drodze z Paryża na południe. Na drodze klęski Francji. Zacisnął się już hitlerowski kocioł, niespodziewane uderzenie przez Ardeny zadało druzgocący cios armii francuskiej, niedługo już Petain swym ochrypłym, starczym głosem ogłosi zdradziecką kapitulację, a mieszczaństwo, duża część mieszczaństwa francuskiego uzna go za "zbawcę". Krążą nad miasteczkiem samoloty, w popłochu cofają się wymęczeni, zgłodniali żołnierze francuscy, wystraszeni uciekinierzy koczują gdzieś z dziećmi na polu... Znamy to dobrze. Z szerokiego, epickiego tła wydobędzie Brecht za chwilę główne postacie;
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Mazowiecka nr 298