- "Skrzypek na dachu" to musical, do którego się chętnie wraca - mówi Emil Wesołowski, choreograf i reżyser spektaklu, który zobaczymy w scenerii dawnej Gazowni na krakowskim Kazimierzu.
Mateusz Borkowski: Co pana zdaniem jest takiego w historii ubogiego mleczarza, że od kilkudziesięciu lat opowiadający o nim musical nie schodzi z afiszy teatrów na całym świecie? Emil Wesołowski: To piękna, fenomenalna muzyka, a przede wszystkim cudowny temat - o człowieku, który rozmawia z Bogiem, który jest dobry, pokorny i kocha swoją rodzinę. Kocha miejsce, w którym żyje, i umie się pogodzić z jego stratą, nawet wtedy, kiedy wyrzucają go na bruk. To musical, który jeżeli jest dobrze zagrany, to chętnie się do niego wraca. Czy inspirował się pan oryginalną choreografią, którą stworzył Jerome Robbins? - Realizowałem choreografię do "Skrzypka" w reżyserii Jerzego Gruzy w Warszawie i mieliśmy to szczęście, że na premierę przyjechał Topol, odtwórca roli Tewjego w filmie. Poklepał nas po ramieniu i powiedział, że było świetnie. Następnie miałem okazję tworzyć choreografię do tego musicalu czterokrotnie - w Krakowie i we Wrocławiu z