Polski teatr zbiera sny. Czy to efekt rozmarzenia po kilku sezonach intensywnego flirtu z literaturą romantyczną? Czy reakcja na zastój w politycznych debatach? Czy też, tak jak zapowiadali wyznawcy New Age, w roku 2012 nastała Era Wodnika i silą rzeczy wszyscy zaczynamy przekraczać "wrota percepcji"? - pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.
To wszystko tłumaczyłoby, dlaczego teatr uciekł od spraw bieżących i zajął się rozgrzebywaniem podświadomości. Jednak podświadomość made in Poland jest nudna jak kolejka w warzywniaku. Trochę w niej Gombrowiczowskiego narcyzmu. Trochę życiowej zgagi a la "Dzień świra". Sporo wstydu, lęku i seksualnych neuroz. Maja Kleczewska i Łukasz Chotkowski, realizując ostatnio Szckspirowską "Burzę" (Teatr Polski w Bydgoszczy - na zdjęciu), chcieli mówić tylko o tym, co najbardziej osobiste. Wystosowali do bydgoszczan apel i ogłosili nabór snów. Zebrane od widzów ich opisy wykorzystali w spektaklu. Dostali wyznania bolesne i budzące grozę, pełne rozrywanych ciał, wybuchów, ucieczek. Biło z nich poczucie samotności i przerażenia. Żadnych sielanek i radosnych fantazji. Sny były ciężkie, duszne i nie przynosiły ulgi. Według badań Bydgoszcz to miasto, które i tak wyróżnia się wyjątkowo wysokim poziomem zadowolenia mieszkańców. Albo więc szalonych s