Przed filmową premierą "Ślubów panieńskich" warto zastanowić się, czy i dlaczego lubimy Fredrę. W teatrze przecież grany jest rzadko i raczej bez uwielbienia. Otóż lubimy Fredrę dlatego, że go znamy, a nie dlatego, że go lubimy - pisze Aneta Kyzioł w Polityce.
Z kilkudziesięciu utworów Fredry grywanych jest dziś kilka. Regularnie - już tylko "Zemsta" i "Śluby panieńskie", i to bynajmniej nie dlatego, że są ukochanymi przez Polaków "komediami wszech czasów" czy dziełami o "ponadczasowym uniwersalizmie" (cytaty z press booka filmu Bajona). Po prostu są w kanonie lektur szkolnych, co dla teatru oznacza pełną widownię. Większość teatralnych realizacji ma charakter lekturowy, tym silniej na ich tle wyróżniają się spektakle, które od zwyczajowego grania Fredry odbiegają. "A to gramy na współcześnie, z komórkami i telewizorami, a to na smutno jak Czechowa, a la maniere russe. Rekord pobił podobno pewien reżyser, który upił Podstolinę, położył ją pod stołem - i stąd Podstolina. Zastanawiam się, skąd się wzięło to niezdrowe zainteresowanie Fredrą. Przecież to dramaturgia zamknięta, nie otwarta, jak Dziady, gdzie niech będzie wszystko wolno" -zżymał się w "Teatrze" w 2007 r. Andrzej Łapicki, ochrzcz