„A planety szaleją... (Młodzi w hołdzie Korze)” wg tekstów Olgi Jackowskiej i Marka Jackowskiego w reż. Anny Sroki-Hryń, eksperyment sceniczny w ramach przedmiotu „Sceny dialogowe muzyczne” na II roku Kierunku Aktorstwo w Akademii Teatralnej w Warszawie, w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Reda Paweł Haddad w Teatrze dla Wszystkich.
Ludzie jak planety grawitują do siebie. Łączą się w gwiazdozbiory i tworzą galaktyki. Podróżują. W fascynującym przedstawieniu muzycznym „A planety szaleją” jasno świecących słońc jest wiele. Zaczynając od aktorów (spektakl powstał w ramach zajęć dydaktycznych w Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie) i doceniając ich warsztat, uczciwość i autentyczność wykonania, przez genialne zagospodarowanie przestrzeni przy pomocy jedenastu czarnych krzeseł z jednoczesnym, twórczym popchnięciem naszej wyobraźni do pracy, bardzo atrakcyjną choreografię i, uwaga, wreszcie(!!!), muzykę.
Muzyka!
Oryginalne kompozycje Maanamu Mateusz Dębski (także kierownik muzyczny) zaaranżował tak, że czujemy się wessani głęboko w świat, który chyba trochę znamy, ale jednak poznajemy go z wypiekami na twarzy na nowo. Czuje się, że Dębski kocha muzykę i muzyka kocha Dębskiego. Pianista i szef zespołu cały czas pewnie i charyzmatycznie prowadzi band. Wokaliści czują się bezpiecznie i mogą dać z siebie więcej. O to właśnie chodzi!
Aktorzy wymiatają!
Nie będę tutaj chwalił każdego z aktorów z osobna, bo to co robią trzeba usłyszeć, zobaczyć i przeżyć. Jest power, jest precyzja, jest radość. Każdy jest świetny!
Lubię twórczość Maanamu, ale to co zrobili z nią reżysersko Anna Sroka-Hryń i muzycznie Dębski jest zaskakujące, bardzo kreatywne i po prostu rewelacyjne!
„A planety szaleją” to obowiązkowa rozkosz dla zmysłów.
PS
Wspaniale, że, pozbawieni maniery artyści podarowali nam jeszcze jeden bis, bo cała sala gradowymi brawami walczyła o to do końca. To było super!