"Wesele" Stanisława Wyspiańskiego w reż. Jana Klaty w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Przemysław Skrzydelski w tygodniku W Sieci.
"Wesele" Jana Klaty nie jest wydarzeniem, choć na wydarzenie próbuje się je kreować. Po prostu na tle katastrofalnych spektakli Klaty z ostatnich lat wypada przyzwoicie. To naturalne, że teatr wyłapuje konteksty zewnętrzne, wchłania rzeczywistość; ta jego specyfika powoduje, że staje się interesujący nie tylko dla ograniczonego kręgu wyznawców. Najciekawiej jest wtedy, gdy znaczenia zaczynają się w nim ujawniać niespodziewanie, gorzej gdy na scenie odbywa się coś w rodzaju łatwej do przewidzenia manifestacji. Tak było w przypadku tego "Wesela". Samo wyczekiwanie krakowskiej premiery przebiegało w atmosferze zapowiedzianego konkursu na dyrektora Starego Teatru. Wytworzyła się alternatywa: albo pozostający na stanowisku Jan Klata objawi się za jej sprawą jako triumfator, pokazując "Wesele" właściwie jako otwarcie swej kolejnej kadencji, albo jako rebeliant, któremu odebrano nadzieje na to, by łatkę rebelianta teatru z siebie zerwać. I stało się źle