Najpierw z fascynacji Witkacym zrodził się pomysł wystawienia wszystkich jego dramatów w jednym spektaklu. Jerzy Grzegorzewski stwierdził że postaci stworzone przez Witkiewicza, choć przypisane są do poszczególnych dramatów, w sumie jednak tworzą jeden wspólny świat. Po takiej konstatacji pokusą i wyzwaniem stało się dla reżysera puste miejsce z tytułem - "Tak zwana ludzkość w obłędzie" - które zostało po ostatniej, zaginionej sztuce Witkacego. Po raz pierwszy Grzegorzewski zmierzył się z powziętą przez siebie ideą przed kilku laty w warszawskim Teatrze Studio. Nieusatysfakcjonowany jednak efektem podjął drugą próbę w Starym Teatrze. Tym razem dodatkową motywacją było przekonanie, że teatr szczególnie teraz potrzebuje jakiegoś niekontrolowanego żywiołu, który mógłby go ożywić - rewolucji. Ta inscenizacja miała być właśnie swoistym "zapaleniem lontu", wyzwaniem, prowokacją i byłaby - gdyby groźna tragifarsa nie okazała się s
Tytuł oryginalny
Podpalenie lontu...
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Polski Nr 122