Takie pytanie nasunąć się musi po obejrzeniu ostatniej premiery pierwszej w tym sezonie, z jaką wystąpił w ub. niedzielę Teatr Powszechny. "Iwona księżniczka Burgunda" w inscenizacji i reżyserii Macieja Z. Bordowicza zaskakuje widza od pierwszej niemal sceny. Nie może być zresztą inaczej skoro zaoferowano nam widowisko będące zarazem parodią, pastiszem rozbudowanym żartem scenicznym a do tego jeszcze mieszczące się w konwencji teatru w teatrze, w którym roi się od absurdów, karykatur, przerysowań i ciągłych skojarzeń sytuacyjno-muzycznych. Tak więc przyjętą przez twórców tego przedstawienia konwencją jest brak konwencji. To jest pewne, pozostałych bowiem przypadkach rodzą się co najmniej poważne wątpliwości. Przy dźwiękach lekkiej, popularnej muzyczki stojące na scenie w obramowaniu dwóch gigantycznych butli szampana, ni to pudełko, ni to namiot, zaczyna się obracać, by po zatrzymaniu odsłonić jedną ze ścian i ukazać bohate
Tytuł oryginalny
Podkasana "Iwona" ale czy aby Gombrowicza?
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Łódzki nr 219