Znów tydzień bogaty w wydarzenia artystyczne, od muzy najlżejszej do ostrego dramatu społecznego. Wybijała się oczywiście poniedziałkowa inscenizacja sztuki Artura Millera "Śmierć komiwojażera". Powtórzył w niej swoją znakomitą kreację sprzed kilku laty Władysław Krasnowiecki jako stary Loman. Pamiętam tamtą rolę z warszawskiego "Ateneum", wstrząsające studium starego, niepotrzebnego człowieka, ofiary stworzonego przez siebie mitu. Na ekranie telewizyjnym utwór Millera wypadł jeszcze ciekawiej, przede wszystkim z względu na bogatsze możliwości rozwiązań technicznych. Trzeba bowiem pamiętać, że "Śmierć komiwojażera" napisał autor, stosując konstrukcję drobnych epizodów, cofających się czasem wstecz, czasem wybiegających naprzód, łamiąc zasadę jedności czasu akcji. Dramat Millera, to strumień świadomości tytułowego bohatera, ujawniający kolejne etapy załamywania się wiary w siłę pieniądza, interesu, obrotności.
Źródło:
Materiał nadesłany
Głos Olsztyński