EN

14.11.2009 Wersja do druku

Pod urokiem Pszoniaka

Rozsiedliśmy się wygodnie w fotelach, czekając na projekcję filmu "Danton" Andrzeja Wajdy z r. 1982 - dla ożywienia pamięci tych widzów, którzy film kiedyś widzieli i dla pokazania młodszym znakomitej kreacji Wojciecha Pszoniaka w roli Robespierre'a w nowohuckim kinie studyjnym "Sfinks". To z okazji (lepiej powiedzieć: z powodu) obecności artysty na spotkaniu z publicznością w ramach cyklicznej imprezy "Portrety ludzi teatru, filmu, estrady" - pisze Władysław Cybulski w Dzienniku Polskim.

Nie uczestniczyłem we wszystkich poprzednich spotkaniach, ale odniosłem wrażenie, że to - z Pszoniakiem - było najbardziej udane. Słuchaliśmy go urzeczeni. Przed nami stał Wojciech Pszoniak. Stał tak przez cały wieczór, ignorując honorowe krzesło z wysokim oparciem. I mówił. W prawej ręce miał mikrofon, swobodną lewą wykonując w powietrzu plastyczne ruchy dłoni i "tańczących" palców; znany jest przecież z żywej gestykulacji służącej podkreśleniu słów jako dodatkowy wyraz ekspansji. Niechętnie dawał się namówić Dariuszowi Domańskiemu, który prowadził to i poprzednie "Portrety", na szczegóły biograficzne, odsyłając do promowanej właśnie książki, będącej zapisem rozmowy rzeki z Michałem Komarem. Gruby tom w twardej oprawie edycji Wydawnictwa Literackiego zawiera rzeczywiście mnóstwo danych. Wiemy, że Pszoniak był już w swoim życiu saksofonistą, spadochroniarzem i kabareciarzem. Trochę śpiewał, trochę reżyserował, pisywał

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Pod urokiem Pszoniaka

Źródło:

Materiał nadesłany

Dzienni Polski nr 267

Autor:

Władysław Cybulski

Data:

14.11.2009