Młoda reżyserka Barbara Sierosławska starannie dobiera repertuar. Tym razem na Małej Scenie Teatru Narodowego pokazała mało znaną sztukę Georga Büchnera "Leonce i Lena". Ta przewrotna komedia niby-romantyczna, napisana w 1836 roku, przypomina bardziej teatr absurdu niż klasyczny utwór XIX-wieczny. Cała złożona z cytatów i odniesień pozwala zarówno widzom, jak i aktorom bawić się skojarzeniami. Raz widzimy w nich bohaterów Szekspira, to znów figury żywcem wyjęte z Gombrowicza. Młody książę Leonce z królestwa Popo rzuca wyzwanie dworskim konwenansom, buntując się przeciw zakłamaniu skostniałego otoczenia i małżeństwu skojarzonemu według obowiązujących reguł gry. Zbuntowana księżniczka z kraju Pipi, Lena, także burzy nici misternej matrymonialnej intrygi. Zwycięży oczywiście miłość. Ale czy ten związek dwojga niekonwencjonalnych kochanków zdoła zmienić odwieczne układy? Leonce to brat duchowy wszystkich niepogodzonych, od Hamleta po boh
Źródło:
Materiał nadesłany
"Zwierciadło" nr 6