- Jak byłam bardzo młoda i pełna zapału, żeby się uczyć, to zgadzałam się na jakieś "no napisz, zobaczymy", "pisz i wystawimy", teraz mnie na to nie stać, zresztą i wtedy niewiele z tego wychodziło - z dramatopisarką Anną Wakulik rozmawia Joanna Biernacka-Płoska w Biuletynie ZAiKS-u.
Joanna Biernacka-Płoska: Wśród ulubionych autorów wymieniasz Kushnera, Levina i Czechowa oraz ich sztuki: "Anioły w Ameryce", "Kruma" i "Trzy siostry". Na pierwszy rzut oka to niezły rozrzut geograficzno-narodowościowo-czasowy, ale jak się chwilę zastanowić, to ten wybór jest bardzo spójny i konsekwentny. Kiedy pojawili się w Twoim życiu? Dlaczego są tak ważni? Na ile wpłynęli na Twoje pisanie dla teatru? Anna Wakulik: Pierwsze pojawiły się "Anioły w Ameryce" - miałam wtedy naście lat, pracowałam w Sopocie przy Lecie Teatralnym w Teatrze Atelier i ktoś przyniósł mi TR-owe wydanie sztuki w ramach łapówki za dopisanie do listy gości na premierę. Zaczęłam czytać i podkreślać, i komentować: "ale jej powiedział", "to ja", "on się zachowuje jak A, B, C". Nie czytałam dramatów od kołyski, to było chyba jedno z pierwszych moich zetknięć, poza szkolnymi lekturami, z tą formą - imię i pod nim słowa, ale pamiętam autentyczną ekscytację: jak