Ktoś w końcu powinien zająć się poważnie fenomenem powodzenia niemieckojęzycznej literatury w polskim teatrze i szerzej - niemieckiej problematyki w polskiej kulturze. Po spektaklach Krystiana Lupy, "Fotoamatorze" Grzegorza Wiśniewskiego i "Doktorze Faustusie" Grzegorza Jarzyny do serii niemieckich rozliczeń, dokonywanych rękami polskich reżyserów, dołączył spektakl Pawła Szkotaka według twórczości Wolfganga Borcherta. Borchert zmarł w 1947 roku w Szwajcarii w wieku 26 lat, obwołany tuż przed śmiercią geniuszem swego pokolenia - generacji wojny, która w dorosłość wchodziła w okopach pod Smoleńskiem i Stalingradem. Zmarł na dzień przed premierą swojej jedynej sztuki "Pod drzwiami", opowiadającej o współczesnym Odysie, który wraca z frontu i nie potrafi odnaleźć się w powojennej rzeczywistości. Wszystkie drzwi zastaje zamknięte, w rezultacie popełnia samobójstwo. Pełną pasji, antywojenną i na poły autobiograficzną sz
Tytuł oryginalny
Pod drzwiami
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza nr 103