„Piękna i Bestia” Alana Menkena w reż. Jerzego Jana Połońskiego w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Pisze Benjamin Paschalski na blogu Kulturalny Cham.
Jeden z moich przyjaciół, lat ponad trzydzieści, nieustannie wzrusza się podczas oglądania bajek. Dla niego takim nieustannym wyciskaczem łez jest animowany Król Lew. Zawsze, gdy do niego powraca, obok ma opakowanie chusteczek, a kolejnego poranka podkrążone oczy. Dla mnie niedoścignionym mistrzem pozostanie Hans Christian Andersen, ale tylko w formie pisanej, gdy samodzielnie, pod powiekami można było budować ów niesamowity świat autorstwa duńskiego mistrza. Gdy po latach o tym myślę, to dochodzę do wniosku, że były to lekcje horroru, a nie wzruszeń. Ale warto było. Bowiem życie jest dokładnie jak w Dziewczynce z zapałkami czy też Nowych szatach cesarza. Ale nie ulega wątpliwości, że do bajek, baśni, opowiadań uwielbiamy powracać w każdej formie: filmu, animacji, a gdy pojawia się musical to już lekcja obowiązkowa. Teatr Muzyczny w Poznaniu sięgnął po format Disneya Piękna i Bestia. To też swoisty wzruszający epos, gdzie przypadek zmienia księcia w nieokrzesanego brzydala, którego wyzwolić może uczucie pięknej niewiasty. Dzieci uwielbiają owe historie, a my dorośli udajemy, że tylko jesteśmy w teatrze przypadkiem jako opiekunowie, a kto wie czy bardziej nie przeżywamy losów bohaterów niż nasi małoletni towarzysze. Z ową produkcją w stolicy Wielkopolski łączy się jeszcze jedna ciekawa przygoda. Nim instytucja rozpoczęła promocję, przed lutową premierą, bilety rozeszły się jak świeże bułeczki. Widownia wypełniona po brzegi. Oczekuje muzycznego show. I co można powiedzieć – nie zawodzi się! Otrzymujemy ciekawy produkt, dowcipny, dobrze zagrany i co najważniejsze zaśpiewany oraz zatańczony. I ten młody i ten ciut starszy winni opuścić mury teatru zadowoleni.
Największymi atutami, dla którego już warto wybrać się na ów spektakl, są scenografia i kostiumy. Owe tło autorstwa Anny Chadaj jest zjawiskowe. W dzieciństwie kolekcjonowałam „ruchome książeczki”, będące bajkami z poruszanymi, tekturowymi postaciami. Do owych publikacji nawiązują dekoracje, są proste, funkcjonalne i kolorowe. Dopełnienie to świetne, pomysłowe kostiumy Agaty Uchman. Artystka świetnie przygotowała rewię sztućców, a cała kompania służby Bestii to istny kolaż wyobraźni. Co nie jest już tak oczywistym, ale to zasługa reżysera, stroje wykorzystują elementy lalkowe, które animowane dodają blasku widowisku. Owa wyobraźnia jest szeroka. W scenach za dnia przyświeca nam słońce wzorowane na małych bezach, a nocą rogalowy księżyc, co nie jest przypadkiem wszak jesteśmy w Poznaniu. W tej cudownej przestrzeni, a należy pamiętać, że scena Teatru Muzycznego jest mikroskopijna i każdy element ją zabudowujący ogranicza przestrzeń gry, mamy ciekawą bajkową opowieść.
Charakterystyczny i demoniczny głos Daniela Olbrychskiego jako narratora wprowadza nas w tajemnicę opowieści i przemiany młodzieńca w Bestię, a także odmierzany czas opadającymi płatkami róży. Poznajemy również drugi świat pięknej Belli, uznawanej za dziwaczkę, gdyż czyta za dużo książek, jej ojca – ekscentrycznego wynalazcę Maurycego, a także egoistę, zakochanego w sobie, ale pałającego wielkim sercem zdobywcy do Belli – Gastona. Te dwa światy poczynają się zmieniać i przenikać. Bowiem uwięzienie Belli w zamku, wyleczy serce Bestii, który przemieni się w księcia, ale po drodze przed bohaterami wiele przygód i ciekawych zdarzeń. Realizację przedstawienia powierzono Jerzemu Janowi Połońskiemu. To nie pierwsze spotkanie tegoż inscenizatora z musicalem, ale chyba ważniejszym jest jego doświadczenie w pracy teatrze dla dzieci i edukacja lalkowa. Wykorzystanie owej techniki wzbogaca spektakl, dodaje mu uroku i barwy. Wraz z księciem przeistoczeniu ulega cała jego służba. I tu pomysłowość jest niezwykle ciekawa. Płomyk staje się kandelabrem z zapalonymi świecami, a Pani Imbryk towarzyszy nieustannie synek – mały Imbryczek, który jest klasyczną pacynką. Ten cały dwór jest szlachetny i śmieszny. Wierny i troskliwy. Jasny punkt to balet – szczególnie scena w tawernie oraz rewia sztućców. Świetnie skonstruowana, zabawna, lekka. Tu wielkie uznanie dla choreografa Karola Drozda. Połoński świetnie radzi sobie z montażem scen, a przecież nie ma do dyspozycji zapadni czy też wyciągów. Jednak w owym katalogu pozytywów należy zwrócić uwagę na mankamenty – niesłychanie rozciągnięty początek, mało zwarty, chaotyczny. Również, ale to już uwagi do autorów musicalu, za dużo jest sekwencji dialogowych, względem muzycznych, które gubią rytm opowieści i uwagę młodych odbiorców. Cała narracja jest zwięzła z produkcją filmu animowanego, jednak muzyka Alana Menkena jest pospolita i żaden fragment nie pozostaje w uchu po opuszczeniu teatru. Kompozycja jest dobrą przygrywką, ale trudno mówić o liście przebojów. Należy podkreślić udane tłumaczenie Małgorzaty Ryś, która nie sili się na uwspółcześnianie, ale sprawne opowiedzenie historii.
Jednak scena to główni bohaterowie. Urszula Laudańska udanie odtwarza Bellę, równoważąc niewinność młodej dziewczyny z dojrzałością artystki. W roli Bestii wystąpił Rafał Szatan. Zwalisty i ciężki w kostiumie potwora jest demoniczny i straszny, ale również przemiana ukazuje jego troskę i opiekuńczość. Jako książę to już inny bohater, którego uśmiech jest w stanie oczarować każdą niewiastę. Bardzo ciekawie zaprezentował się Jakub Rajman jako Gaston. Dobry wokalnie, ale aktorsko musi popracować, gdyż na razie to lekkie, powierzchowne ślizganie się po możliwościach ukazania egocentryka i megalomana. Poprawnie akompaniowała orkiestra pod kierunkiem Radosława Mateja. I wieczór kończy się falą oklasków, dzieci zadowolone, dorośli nie mniej i powrócą wszyscy do domów, aby śnić o Pięknej i Bestii.
Siłą poznańskiego spektaklu jest z jednej strony oryginalność wizualna, sprawność opowieści, z mankamentami będącymi konsekwencją oryginalnego tekstu, a także dobre wykonanie. To przedstawienie uczciwe, w klasycznej formule dla każdego, bowiem uniwersalizm bajki dotyka nas wszystkich. A wnioski mamy przecież różne w każdym pokoleniu. Ale to już nasza, indywidualna sprawa.