"Starucha" w reż. Igora Gorzkowskiego w Teatrze Ochoty w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Starucha to oczywiście Kostucha, spod której władzy bohater próbuje się wymknąć. Pyta ją o godzinę, bo trzymany przez nią zegar pozbawiony jest wskazówek. Sam, artysta pióra, pracuje nad opowiadaniem o cudotwórcy, który postanowił nie robić cudów, ale praca się nie posuwa. A to za sprawą sąsiada, który ciągnie na wódeczkę, a to drugiego sąsiada, też człowieka pióra, który dosłownie troi się w oczach, rozszczepiając na trzy osoby, a to urodziwej kobiety z kolejki w spożywczym, ale przede wszystkim za sprawą Staruchy. Ta nagle zagnieżdża się w jego pokoju i równie niespodziewanie umiera. Pisarz próbuje się pozbyć ciała, ładując Staruchę do walizki, którą w podróży ktoś kradnie, aby na koniec wylądować na ławeczce w poczekalni do nieba wraz z innymi bohaterami tej opowieści. To piękna, poetycka scena, wieńcząca absurdalną, podszytą okrucieństwem i czarnym humorem akcję. Z fragmentów "Staruchy" i innych tekstów Charmsa Igor Go