"Król Edyp" w reż. Jakuba Krofty w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Łukasz Maciejewski we Wprost.
Dziesięć lat temu "Króla Edypa" (Sofoklesa w Teatrze Ateneum wystawił Gustaw Holoubek. Tamten spektakl z mistrzowską kreacją Piotra Fronczewskiego przeszedł do historii teatru. Nie grozi to raczej najnowszej adaptacji tragedii Sofoklesa w Teatrze Dramatycznym. Przedstawienie Jakuba Krofty jest solenną inscenizacją lektury szkolnej, porządnie skomponowaną, ale W bez śladu inwencji czy próby reinterpretacji mitu. Frekwencja w postaci szkolnych wycieczek zapewniona, ziewanie znudzonych licealistów w cenie, ale na entuzjazm tak zwanego normalnego widza raczej bym nie liczył. Edyp w interpretacji Sławomira Grzymkowskiego, odziany współcześnie, to trochę przywódca, trochę maminsynek. Reszta towarzystwa jest równie nieokreślona. Chodzą, gestykulują, są współcześni, ale przecież nie z tego świata. Twórcy spektaklu nie chcą pamiętać, że nachalne aluzje do współczesności bez specjalnego pokrycia to minoderia, nie żaden nowoczesny szyk. Aktorzy - każdy