"Encyklopedia duszy rosyjskiej" w reż. Piotra Siekluckiego w Teatrze Nowym w warszawie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Ile jest puzzli w "Encyklopedii duszy rosyjskiej" Wiktora Jerofiejewa? Góra cała, bite 200 stron, podzielonych na cztery rozdziały: "Ja Cię kocham", "Próby", "Pięciogwiazdkowa kostnica", "Szary jest w porządku". Tysiąc łupin, tysiąc, jak na encyklopedię przystało, haseł, tyle że każde z nich, inaczej niż w encyklopediach klasycznych - intensywnie nacechowane stylistycznie. Żadnej przezroczystości. Czegoż tu nie ma?! Tu jest wszystko. Uliczne dialogi półanalfabetów, liryczne obrazki, lodowate eseje, nibynaukowe rozprawki, wściekłość, pycha, bezradność, gniew, spokój, sterta semantycznego mięsa, kilka łez skrywanych, jakby niedokończone opowiadanka, quasireportaże, zapisy utrapień, dziesiątki innych intonacji, smaków, barw. Tu są wszystkie głosy i we wszystkich rozmiarach. Otwieram w ciemno, trafiam na hasło "Skąd się bierze duchowość?". Niżej - tekst. "Z pechowości". Tak, tylko tyle. Raz jeszcze otwieram w ciemno. Hasło "Ruś piszcząca".