Telewizyjny sezon teatralny zaczął się premierą "Popiołu i diamentu" w reżyserii Zygmunta Hübnera. Załóżmy na chwilę, że nie było "Popiołu i diamentu" Andrzeja Wajdy, że nie było Maćka Chełmickiego, powołanego do życia (?) przez Zbigniewa Cybulskiego. Załóżmy, że po raz pierwszy mieliśmy do czynienia z książką Andrzejewskiego, adaptowaną dla potrzeb teatru... Może komuś to się uda, mnie, niestety, nie. Recenzenci wdali się i jeszcze z pewnością wdadzą w bardziej fachowe, specjalistyczne rozważania. Dalekim od tego. Mam natomiast prawo widza do sformułowania tak zwanego ogólnego wrażenia. A jest ono takie, że w telewizyjnej inscenizacji zabrakło mi tego, co może zbyt pompatycznie nazywa się duchem czasu. To, co emanowało z Cybulskiego i było, jakiekolwiek by nie zastosować proporcje, reprezentatywne dla pokolenia takich jak on. Chełmicki - Krzysztofa Kolbergera... Chyba ponad nie tyle jego siły, ile po prostu doświadczenia. Chyba zbyt
Tytuł oryginalny
Początek teatru - koniec kabaretu
Źródło:
Materiał nadesłany
Głos koszaliński nr 279