"We wszystkich mych powieściach i sztukach jest postać, która wie wszystko, można by ją nazwać reżyserem" (Witold Gombrowicz).
Od czego zacząć recenzję z "Balkonu" J. Geneta, wyreżyserowanego przez Ryszarda Majora w Teatrze "Wybrzeże" w Gdańsku? Od czego zacząć recenzję z realizacji scenicznej dramatu owianego aurą skandalu (czy jeszcze nadal?), który zawsze towarzyszył postaci jego autora? Dramatu-lustra podsuniętego pod twarz społeczeństwa tak blisko, żeby straciło oddech, zaczęło się dusić, rzęzić, aby w owym bełkocie i śmiertelnych drgawkach można było usłyszeć najokrutniejsze prawdy najgłębiej skrywane perwersje i wynaturzenia stanowiące o istocie jego funkcjonowania. Może warto zacząć od lustra? Lustro przeglądające się w drugim lustrze daje iluzoryczny efekt nie kończącego się tunelu, z którego zaczną się wyłaniać domownicy i goście Wielkiego Balkonu. Może warto zacząć od Gombrowicza, po którego lekturze Genet nie jest już tak zaskakujący i odkrywczy? Od Gombrowiczowego zdania, przywołanego na początku "Sztuki reżyserii" Zygmunta Hubnera, stawia