"Mewa" w reż. Pawła Miśkiewicza w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Wiktor Loga-Skarczewski tylko w majtkach kropi swój nagi tors krwią, gestem wyrzynania mokrych gaci wyciśniętą z mewy o świeżo ukręconym łebku. I co? Nic, zupełnie nic. Świat po staremu. Piątek sobie trwa nie nerwowo, piątek, nie co innego, bo niby dlaczego nagle miałaby stać się środa bądź niedziela, skoro jest piątek? Loga-Skarczewski w majtkach, za to Zbigniew W. Kaleta - bez. Iwona Bielska zsunęła z leżącego na brzuchu Kalety bokserki i klęcząc - goły biały zadek Kalety kąsa, całuje, noskiem go tryka precyzyjnie jak koliber szpilką dziobka wnętrze egzotycznych kwiatów wysp Morza Karaibskiego, policzkiem mu czułe kizi-mizi czyni, włosami śnieżne czasze muska, skowycząc chyba tak: "Nie wyjeżdżaj! Nie odchodź! Zostań, kochany mój, błagam, zostań!". Mówię "chyba", bo nie mam pewności, co usłyszałem, gdyż biel Kalety okazała się dla dykcji Bielskiej zbyt Wielką Pardubicką. Mniejsza z tym, nieważne. Wróćmy do istoty. Zatem: