Zamysł reżysera, sens tego spektaklu określa już na wstępie jego scenograficzna oprawa: jakieś brudne, przeraźliwie pospolite i szare podwórko z trzepakiem obok śmietnika, na którym pełno wszelakiego rupiecia, a w kątach sklecone ze starych pudeł i kawałków dykty budy - ot, codzienny sztafaż setek podwórek, gdzie bawią się, wychowują i dorastają nasze dzieci. I postaci spektaklu - zwykli ludzie: cieć z miotłą w ręku, jakaś damula w papilotach, w wyświeconym ze starości szlafroku i te jej dziwaczne okulary, facet w nausznikach odziany w wytarty,znoszony do cna brudnoszary prochowiec i jakiś silący się na oryginalność krzepki młodzieniec w niemodnej koszuli w paski i takimże krawacie. I drugi - pucołowaty w przykrótkim kożuszku, trzeci - nijaki, ale sympatyczny; z chlebakiem przewieszonym przez ramię. Wreszcie chłopiec o imieniu Krzyś. Oni wszyscy przemieniają się nagle w bohaterów znanych nam z opowiadań Alana Aleksandra Mil
Źródło:
Materiał nadesłany
Stolica nr 6