Dwudziesty piąty wrocławski festiwal miał się odbyć w zeszłym roku. Został odwołany, albowiem nie było go z czego sklecić, zaś poślizg w niewielkim tylko stopniu uratował sytuację. Opóźniony o rok przegląd już z góry prezentował się na tyle zniechęcająco, że trzeba było uprzedzić spodziewane kwękania; w inauguracyjnych przemówieniach znalazła się wzmianka o braku dobrej pogody dla dramaturgii współczesnej. Istotnie przez cały festiwal mieliśmy zachmurzenie duże z opadami mżawki i bardzo nieliczne przejaśnienia; co gorsza wygląda na to, że zaciągnęło się na dłużej. Wnioski przywiezione z Wrocławia nie mogą być w tej sytuacji nazbyt radosne. Jeżeli z dwóch sezonów nie udaje się - niezależnie od delikatnie mówiąc dyskusyjnych decyzji selekcjonerów, o czym będzie jeszcze mowa - więc nie udaje się zestawić polskiego, współczesnego repertuaru tak, by chociaż część pozycji dotykała zagadnień istotnych, koresponduj�
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 25