- Wyspiańskiego w naszym życiu jest więcej, niż zdajemy sobie z tego sprawę. Często przecież myślimy Wyspiańskim, jego język, zwłaszcza różne sformułowania z "Wesela", przedostały się do polszczyzny - mówi Radosław Okulicz-Kozaryn, historyk literatury, pracownik Instytutu Filologii Polskiej UAM w Poznaniu.
Z Radosławem Okuliczem-Kozarynem [na zdjęciu], o tym, co po Wyspiańskim zostało, rozmawia Stefan Drajewski: Niemal na każdym zakręcie polskiej historii "Wesele" Wyspiańskiego prowokowało pisarzy, by tworzyli własną jego wersję. Lata 50. XX wieku znalazły oddźwięk w opowiadaniu Dąbrowskiej "Na wsi wesele". Lata 60. zamknięte zostały w "Tangu" Mrożka i "Rzeczy Listopadowej" Brylla. Dekada propagandy sukcesu zaowocowała "Weselem raz jeszcze" Nowakowskiego. Dlaczego nie pojawiło się "Wesele" w okresie transformacji? - Oczywiście można byłoby zacząć takie wyliczenie znacznie wcześniej, od roku 1911, od "Oziminy" Wacława Berenta. Jest jeszcze groteskowa powieść Romana Jaworskiego zatytułowana "Wesele hrabiego Orgaza" z roku 1925... A po drugiej wojnie światowej "Popiół i diament", powieść i film, w których widziano wyraz wolności, choć przecież nie były one całkiem wolne od zakłamania. Sądu nad współczesnością, takiego jaki przeprowadza�